naprawdę byłam pełna dobrych chęci, do tego stopnia, że zmusiłam się obejrzeć do końca ten film, który tak się dłużył, tak nudził... niczym nie zaskoczył i nie miał nawet jednej takiej sceny, dla której, jak mawiał Zygmunt Kałużyński, warto się zmusić do oglądania nawet najgorszego badziewia, bo może zdarzy się choć jeden taki moment, choć jeden przebłysk, który wynagrodzi trudy oglądania kiepskiego filmu. Tutaj mi nie wypaliło, ale obejrzałam i poproszę jakiś medal z ziemniaka ;D